... czyli Treny Weny
Dziś opowieść będzie krótka:
wykopałem kwiat z ogródka,
zatachałem go do domu,
i włożyłem w brzuch wazonu.
Potem wziąłem kartkę czystą,
i kierując się asystą
przewspaniałej mojej weny,
napisałem lejąc treny
kilka słówek mojej Mamie.
Tutaj moje jest żądanie,
by te myśli zaufane,
nie zostały przeczytane...
Mama, gdzie jesteś...
Mama, gdzie jesteś...